Mamy do czynienia ze swego rodzaju rewolucją na stołecznym rynku nieruchomości, a to za sprawą hurtowego zakupu mieszkań przez skandynawski fundusz Nordic Real Estate Partners, który za 100 mln euro (ok.450 mln zł) nabył ponad 1000 mieszkań na rynku pierwotnym. Budowa części z nich jeszcze się nie rozpoczęła.
To nie pierwsza tego typu inwestycja. Wcześniej, w okresie od końca 2020 do maja 2021 roku, w mieszkania w Polsce, w tym głównie w Warszawie, zainwestował szwedzki fundusz Heimstaden Bostad, kupując łącznie ponad 3000 nieruchomości. Natomiast firma YIT, polska filia dużej skandynawskiej firmy deweloperskiej, podpisała umowę z funduszem NREP, inwestującym dotychczas w nieruchomości w krajach nordyckich. NREP chce kupić w Polsce nawet 10 000 mieszkań z przeznaczeniem na wynajem.
Firmy tworzą w ten sposób bank nieruchomości na wynajem. Do tej pory obiektem ich zainteresowania były głównie powierzchnie biurowe, jednak w czasie pandemii duża część firm przeszła na system pracy zdalnej, w związku z czym biurowce opustoszały. Inwestorzy skierowali zatem uwagę właśnie na mieszkania na wynajem. W dodatku trend ten, który na zachodzie jest niezwykle rozpowszechniony, w ostatnim czasie wyraźnie zyskuje na popularności także na polskim rynku.
Ponadto krótki okres przestoju podczas pierwszego lockdownu na początku 2020 roku sprawił, że zmalał popyt na mieszkania generowany przez Polaków. Zagraniczne fundusze inwestycyjne wybawiły więc deweloperów z opresji, wobec której postawiła ich sytuacja rynkowa. O ile wcześniej bardziej opłacało się sprzedawać nieruchomości pojedynczo, o tyle w czasie pandemii pewny, natychmiastowy dopływ zagranicznego kapitału stał się znacznie lepszym – i pewniejszym – rozwiązaniem.
Eksperci zastanawiają się, czy ta tendencja nie spowoduje wzrostu cen nieruchomości na rynku pierwotnym, co sprawi, że wielu więcej Polaków nie będzie stać na zakup własnego lokum. Z drugiej strony może się okazać, że zyskają wynajmujący. Duże firmy mają bowiem większą możliwość ograniczenia kosztów i w związku z tym – zaproponowania niższego czynszu. Paweł Sztejter, dyrektor Działu Mieszkaniowego firmy JLL uspokaja: „Fundusz inwestycyjny to nie jest właściciel prywatny, który może chcieć sprzedać mieszkanie na rynku wtórnym, albo zdecyduje je oddać dorastającym dzieciom i wypowie nam znienacka umowę. Wynajem od inwestora instytucjonalnego to również nieporównywalnie lepsza jakość zarządzania.” (https://subiektywnieofinansach.pl/mieszkania-na-wynajm-od-funduszu-a-nie-od-prywatnych-wlascicieli/)
Fundusze oferują bowiem możliwość długoterminowego wynajmu nieruchomości również w droższych lokalizacjach, na które najemców nie byłoby stać nawet przy zakupie mieszkania na kredyt. Przy tym czynsze są porównywalne z tymi, które proponują prywatni właściciele. W Europie inwestorzy dostrzegli to już dawno, a to dlatego, że przeszli tę drogę dużo wcześniej.
To, czy skandynawskie fundusze odniosą sukces w Polsce, zależy m.in. od tego, czy nie zostanie wprowadzony podatek katastralny (podatek od nieruchomości naliczany od jej wartości). Miałby on wyhamować trend inwestycyjnego zakupu nieruchomości, który zwiększa dynamikę cen mieszkań na rynku. Wówczas wynajem mieszkań lub ich kupowanie w celu późniejszej odsprzedaży z zyskiem stałyby się mniej opłacalne.