Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiada, że już niedługo Ministerstwo Rozwoju ma przedstawić propozycję nowej odsłony programu wsparcia dla rynku mieszkaniowego. Działanie roboczo nazwane MdM 2.0 ma być podobne do pierwszej wersji programu, choć konkrety dotyczące na przykład limitów cenowych nie są jeszcze znane. Spór o kierunek polityki mieszkaniowej wciąż jest żywy, a brak ustaleń na temat form wsparcia wciąż blokuje dopłaty do między innymi budownictwa socjalnego.
MdM 2.0 czyli co?
Wicepremier zadeklarował niedawno, że Kredyt na start wróci niedługo na rynek w nowej odsłonie. Program ma być podobny do działania Mieszkanie dla Młodych, w którym istniały odgórne limity, do których dopłacano w zależności od ceny metra kwadratowego. Specjaliści oceniają, że choć MdM w swoim czasie spełniał swoje zadanie, dziś warunki rynkowe są inne. Wielu potencjalnych kredytobiorców ma kłopoty ze zgromadzeniem wkładu własnego. Dochodzi do tego jeszcze inna trudność. Stanowią ją wysokie koszty kredytu dyktowane poziomem stóp procentowych.
Jarosław Sadowski, dyrektor Departamentu Analiz Rankomat.pl podkreśla, że dzięki MdM można było dostać z góry sporą dopłatę, której maksymalna wysokość sięgała nawet 100 tysięcy złotych. Dzięki temu osoby chcące kupić mieszkanie mogły wziąć mniejszy kredyt lub zyskać wkład własny. Oba te wyjścia niosły za sobą konkretną korzyść, czyli mniejsze raty.
Rozwiązanie problemu wkładu własnego różniło się w zależności od programu i czasem było dawane w formie gwarancji państwa. Oba sposoby pomocy rządu łączą się z innymi kosztami dla budżetu oraz korzyściami dla potencjalnych inwestorów prywatnych. To, że wicepremier w swoich zapowiedziach nawiązał do działania MdM, oznacza, że nowa forma wsparcia będzie ograniczona limitami ceny metra kwadratowego dla mieszkań, które można kupić w ramach programu. Ustalenie tych limitów jest jednak kłopotliwe, ponieważ ustala się je na podstawie ceny odtworzenia metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej. Jest ona ustalana przez władze wojewódzkie raz na 6 miesięcy.
Problem z limitami?
Jeśli wskaźnik ceny odtworzeniowej miałby być decydujący w nowym programie, mogłoby to oznaczać spore zamieszanie. Na przykład cena odtworzeniowa w Krakowie była ostatnio sporo niższa niż w Olsztynie. Oznacza to, że w stolicy Małopolski w ramach programu można by było tylko mieszkania tylko sporo tańsze niż na Warmii. W praktyce byłoby to niewykonalne. Tymczasem w Poznaniu ten ważny parametr podskoczył w ciągu ostatniego pół roku o 30%. Obliczanie go jest w tym momencie dość niejasne i mogłoby być znacznym utrudnieniem dla potencjalnych beneficjentów programu. Ponieważ rządowa baza cen transakcyjnych jeszcze nie istnieje, nie ma na czym w praktyce oprzeć limitów, które odzwierciedlałyby warunki rynkowe również w skali lokalnej.
Jak podkreślają eksperci, nowy program wsparcia trzeba konstruować w sposób przemyślany. Istnieją obawy, że taka forma pomocy znów wpłynie na wzrost i tak wysokich już cen. Oczywiście każda interwencja rządu ma odzwierciedlenie w obrazie cenowym rynku, jednak nikt nie chce napędzać kolejnej fali wzrostów. Prócz tego w dyskursie publicznym wciąż pojawiają się głosy, że program wsparcia powinien iść w parze z dotacjami dla mieszkalnictwa socjalnego. Efektem tego byłoby realne podniesienie dostępności lokali mieszkalnych.