Temat podatku katastralnego coraz częściej pojawia się w publicznej dyskusji. Zazwyczaj jego zwolennicy wskazują na problem podbijania cen mieszkań przez inwestorów. Podatek katastralny miałby ostudzić ich apetyt, ponieważ zmniejszyłby opłacalność nabywania kolejnych nieruchomości. Byłoby to więc działanie po stronie popytowej. Jednak, jak się okazuje, takie rozwiązanie fiskalne mogłoby również działać na stronę podażową mieszkaniówki. Mówi o tym Dr Adam Czerniak (kierownik Zakładu Ekonomii Instytucjonalnej i Politycznej SGH oraz dyrektor ds. badań i główny ekonomista Polityka Insight) w rozmowie z portalem spidersweb.pl.
Podatek katastralny swoją nazwę bierze od katastru, czyli centralnego, publicznego rejestru gruntów i budynków. Jednym z celów jego istnienia może być adekwatne opodatkowanie nieruchomości. W tym celu należy przeprowadzić powszechną taksację nieruchomości, dzięki czemu określi się realną, bieżącą wartość każdej z nich, czyli wartość katastralną. Z kolei ta stanie się podstawą ustalenia wysokości należnej daniny – podatku katastralnego.
Dlaczego podatek katastralny wzbudza tyle emocji? Głównie z tego powodu, że daje możliwość zwiększenia obciążeń fiskalnych właścicieli nieruchomości. Jak dokładnie wyglądałoby to w praktyce, zależy od tego, jak podatek zostałby skonstruowany. Obecnie najczęściej mówi się o podatku progresywnym, a przez to rozumie się daninę, której wysokość rosłaby dla każdej kolejnej nieruchomości posiadanej przez jeden podmiot.
Sens takiego rozwiązania byłby taki, że za jedno mieszkanie posiadane w celu zaspokojenia własnych potrzeb mieszkaniowych podatek byłby niski. Za każde kolejne – coraz wyższy. Dzięki temu nie opłacałoby się skupować mieszkań i zarabiać na ich wynajmie lub późniejszej odsprzedaży z zyskiem. Spowodowałoby to odpływ kapitału z rynku mieszkaniowego i pociągnęło za sobą zwiększenie dostępności lokali mieszkalnych.
Taki sposób działania podatku katastralnego obecnie najczęściej pojawia się w dyskusjach. Nie jest on jednak zgodny z pierwotnym założeniem takiej daniny, która przecież wiąże się z wartością nieruchomości. Na taki charakter tego obciążenia zwraca uwagę dr Adam Czerniak. Według niego wprowadzenie podatku katastralnego finalnie doprowadziłoby do zwiększenia podaży mieszkań.
Jak miało by to działać? Według słów doktora aż 80% mieszkań i domów nigdy nie było przedmiotem obrotu rynkowego, czyli nigdy nie trafiło do sprzedaży. Są przetrzymywane na później, przekazywane dzieciom i wnukom, często bez większego sensu. Zdarza się, iż stoją puste, nieremontowane lub zaspokajają potrzeby mieszkaniowe w sposób nieadekwatny.
Wprowadzenie podatku katastralnego pozwoliłoby każdemu obywatelowi Polski poznać realną wartość posiadanych nieruchomości. To z kolei ich mogłoby doprowadzić do ich komodyfikacji, czyli przekształcenia w towar, przedmiot obrotu rynkowego. Jeżeli w czasach wyjątkowej koniunktury na rynku, takiej jak chociażby obecnie, dużo osób dowiedziałoby się, ile są warte posiadane przez nich mieszkania, zapewne przynajmniej część z nich zdecydowałaby się je sprzedać. W ten sposób podatek katastralny zwiększyłby podaż lokali na rynku wtórnym.
Doktor Czerniak uważa, że polskie przywiązanie do własności nie jest do końca uzasadnione. Na Zachodzie coraz więcej osób żyje w wynajmowanych mieszkaniach i być może trend ten zacznie docierać do nas. Podatek katastralny mógłby w tym pomóc, ponieważ starsza osoba, która dysponuje bardzo drogim mieszkaniem, mogłaby zdecydować się je sprzedać, po to aby mieć więcej pieniędzy na emeryturze.
Pozostaje jednak pytanie, czy to, że jakiś trend dominuje w zachodniej Europie automatycznie oznacza, iż my powinniśmy podążać tą samą ścieżką? Własność, jak by nie patrzeć, zabezpiecza życiowo bardziej niż zamieszkiwanie w wynajętym lokalu.