Ostatnia decyzja Rady Polityki Pieniężnej, czyli ponowne podniesienie stóp procentowych, o ile nie ma jeszcze dużego znaczenia finansowego, to dała sygnał do tego, iż nadchodzą zmiany w polskiej mieszkaniówce. Wcześniej na korzyść koniunktury działało szereg czynników, a teraz będzie odwrotnie – rosnące stopy procentowe oraz nowe regulacje rynku sprawią, iż ceny wyhamują lub nawet zaczną spadać. Czy można więc w końcu powiedzieć, że “drogo to już było”?
Po posiedzeniu RPP, które odbyło się 3 listopada, referencyjna stopa procentowa została ustawiona na poziomie 1,25%. Oznacza to, iż jej wzrost był wyższy niż w październiku, a dla przeciętnego Kowalskiego przełoży się to na powiększenie miesięcznej raty o 100-200 złotych. Nie jest to dużo, tym bardziej, że pod wpływem Rekomendacji S banki dużo dokładniej sprawdzają swoich klientów. Niewielu w ich gronie będzie takich, którym 200 złotych miesięcznie wywróci budżet do góry nogami.
Jednak decyzja Rady ma inne znaczenie. Przede wszystkim jest to wyraźny sygnał, że październikowe podniesienie stóp nie było jednorazowym wybrykiem. Obserwując to, co się dzieje z inflacją oraz jak zachowują się banki centralne regionu, można się domyślać, że RPP będzie kontynuowało właśnie obraną politykę. Czyli kredyty będą coraz droższe, a to przełoży się na większe obciążenie obecnych kredytobiorców, jak też mniejszą liczbę nowych. Ci zaś, którzy pożyczkę dostaną, dostaną ją w mniejszej kwocie, więc ich moc nabywcza będzie też mniejsza. Można się więc spodziewać, iż przyhamuje to rozbuchaną koniunkturę w polskiej mieszkaniówce.
Optymiści uważają, że decyzje Rady nie spowodują ochłodzenia rynku, ewentualnie spowolnienie wzrostów. Jednym z ich głównych argumentów jest to, że dostępność mieszkań jest nadal dużo wyższa niż w roku 2008, kiedy doszło do pęknięcia bańki. Wynika to ze wzrostu wynagrodzeń. Wyciągają oni z tego taki wniosek – skoro zarabiamy więcej, to ceny mieszkań nadal mogą rosnąć. Wydaje się, iż pominięta tu jest istotna sprawa. Założono, że dostępność mieszkań nie może być większa niż wcześniej. A przecież nasz standard życia rośnie (wraz z zarobkami), więc dlaczego nie mielibyśmy przyjąć, iż obecnie relatywny koszt mieszkania powinien być niższy niż dekadę temu?
Temperaturę na rynku nieruchomości mieszkaniowych może też obniżyć rząd. Od jakiegoś czasu zapowiada on wprowadzenie zmian, które będą miały na celu zniechęcenia do inwestowania w mieszkania zagranicznych funduszy oraz spekulantów. Nie są jeszcze znane szczegóły, ale wiadomo już, że nowe przepisy mają m.in. obciążać osoby, które są właścicielami pustostanów. Będzie to wycelowane w inwestorów indywidualnych. Nie wiadomo jeszcze jakie prawo miałoby poradzić sobie z zagranicznymi funduszami. Spekuluje się o wprowadzeniu podatku katastralnego naliczanego od 2 lub 3 mieszkania, jednak rząd póki co nie ujawnił swoich planów.
Należy jednak pamiętać też, że decyzje rządu zadziałają również w drugim kierunku. W ramach Polskiego Ładu przewidziane jest wsparcie dla osób kupujących mieszkanie lub dom, czyli program kredytów bez wkładu własnego. Będzie to czynnik stymulujący popyt, który już i tak jest ogromny. Część ekspertów uważa, iż program ten został wprowadzony w celu złagodzenia skutków nadchodzącej dekoniunktury w mieszkaniówce. Żeby nie być gołosłownym można przywołać dane zebrane przez RynekPierwotny.pl i GetHome.pl. Wynika z nich, że w w październiku miesiąc do miesiąca sprzedaż mieszkań deweloperów spadła o 16% (dotyczy to grupy 6 głównych miast: Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Łódź i Poznań). Symptomy ochłodzenia pojawiły się więc już przed drugą podwyżką stóp procentowych, co może oznaczać, iż polityka pieniężna nie jest jednym czynnikiem mogącym odwrócić trendy w mieszkaniówce.