Pandemia trwa, kryzys gospodarczy się pogłębia. Na rynku mieszkaniowym również można zauważyć efekty tego, co przez ostatnich kilku miesięcy działo się w Polsce i na świecie. Zadziwiające jest jednak to, że ceny nieruchomości wciąż rosną. Który sektor zatem ucierpiał? Najmniejszy popyt obserwuje się aktualnie na wynajem lokali. Zgodnie z podstawowymi prawami ekonomii – wraz z popytem spada również cena czynszów. Dlaczego?
Nie ma chętnych na mieszkanie
Nic dziwnego – aktualnie zarówno pracować, jak i uczyć się można (a nawet trzeba) zdalnie. Osoby, które przyjechały do dużych miast głównie po to, by robić karierę, albo pobierać naukę, teraz mogą robić to samo ze swoich domów rodzinnych. A przy tym zaoszczędzić na czynszu. Wielu studentów oraz pracowników chętnie korzysta z tej opcji, pakuje się i wraca do rodziców. To jest dla nich oszczędność, wygoda i bezpieczeństwo. Głupotą byłoby zatem zostać w mieście i płacić za wynajem lokalu. Wszystko układa się w logiczną całość, a jednak pojawia się pewien problem – mieszkania przeznaczone na najem długoterminowy stoją puste. Ich właściciele nie chcą być jednak stratni i pokrywać kosztów utrzymania nieużywanego lokalu. Obniżają zatem ceny, by zachęcić najemców do podpisania umowy. Walka o chętnych na wynajem trwa.
Ceny mieszkań rosną
Nie jest to świeża sprawa – rosną już od wielu lat (i to w szaleńczym tempie). Co ciekawe, pierwsza fala koronawirusa w Polsce odrobinę spowolniła ów wzrost, jednak tylko na chwilę. Według prognoz, prawdziwe wyhamowanie wzrostu cen miał przynieść trzeci kwartał 2020 roku. Niestety, przewidywania te okazały się nie być specjalnie trafione. Trend wzrostowy cen za nieruchomości wciąż się utrzymuje i nie wiadomo, kiedy pojawi się szansa na to, by choć trochę go wyhamować. Według ekspertów, by tak się stało, musi zmienić się przynajmniej jeden z trzech czynników, które napędzają popyt na mieszkania – niskie stopy procentowe NBP, tanie kredyty hipoteczne oraz ograniczone zaufanie, jeśli chodzi o wartość pieniądza i przyszły deficyt finansowy. Póki co, nic takiego nie miało miejsca, dlatego ceny wciąż rosną. W III kwartale, choć według prognoz wzrost cen miał wyhamować, za metr kwadratowy mieszkania w Katowicach trzeba było zapłacić aż o 3,5% wyższą cenę, niż w II kwartale 2020 roku. Podobną sytuację odnotowano też w innych miastach Polski – w Krakowie, we Wrocławiu, w Warszawie czy Białymstoku.
Lockdown zrobił swoje
Największy wpływ na to, że pojawiły się problemy na rynku mieszkań przeznaczonych do wynajmu, miał lockdown. Zarówno wiosną, jak i podczas drugiej fali epidemii jesienią, był on przyczyną ogromnych strat dla właścicieli owych nieruchomości. Wielu ludzi potraciło pracę w związku z przymusem ograniczenia działalności firm. Inni przeszli na tryb pracy zdalnej. To wszystko sprawiło, że najemcy wypowiadali umowy mieszkaniowe, gdyż nie mieli się za co utrzymać, albo nie potrzebowali dodatkowych kosztów.
Właściciele mieszkań na wynajem dość mocno ucierpiały na pandemii. W przeciwieństwie do inwestorów, którzy wciąż podnoszą ceny lokali (bo jest na nie popyt). Sektor nieruchomości deweloperskich wciąż rośnie w siłę, a napędzany jest m.in. przez stosunkowo tanie kredyty.