Do Polski napłynęły już ponad 2 miliony uchodźców z Ukrainy. Wszyscy oni potrzebują dachu nad głową. Mimo że sporą część ukraińskich uciekinierów przyjęły osoby prywatne, sytuacja ta mocno zmieniła polski rynek mieszkaniowy. A ten nie był stabilny jeszcze przed falą migracyjnej zawieruchy. Czy teraz grozi mu krach?
Czy mieszkań zabraknie?
Od początku wojny w Ukrainie rynek najmu w naszym kraju przeżywa prawdziwe oblężenie. Specjaliści szacują, że wzrost zainteresowania tego typu lokalami podskoczył o niemal 200%. Skutkiem tego szczególnie w dużych miastach takich jak Kraków czy Warszawa zaczyna brakować mieszkań. Jak to możliwe? W metropoliach, gdzie najbardziej odczuwa się trudności ze znalezieniem lokum, zniknęło 50% aktywnych ogłoszeń dotyczących najmu. W praktyce oznacza to, że na rynku dostępne są obecnie lokale, które ze względu na cenę standard czy lokalizację, nie cieszą się popularnością. Najwięcej mieszkań, które obecnie stoją puste, to lokale zwyczajnie zbyt drogie.
Eksperci są zgodni, że pierwszymi efektami zwiększonego popytu na mieszkania było zniknięcie z rynku tysięcy aktywnych ofert najmu oraz skok jego stawek o prawie 20% w ciągu kilku tygodni. Za skok popytu na lokale mieszkaniowe odpowiadają przede wszystkim emigranci, ale nie tylko. Potrzeba więcej lokali, bo sporej grupy Polaków nie stać obecnie na kredyt mieszkaniowy. Dachu nad głową potrzebują też studenci, którzy wracają na zajęcia stacjonarne po pandemii. Te ogromne potrzeby niosą za sobą ryzyko krachu na rynku nieruchomości i w dłuższej perspektywie mogą łatwo prowadzić do braku mieszkań.
Jest drogo, będzie drożej
Obecnie polski rynek mieszkaniowy jest w tak zwanym okresie przejściowym. Część uchodźców korzysta z noclegowni lub innych form pomocy, w tym bezpłatnie udostępnianych mieszkań. Spora grupa Ukraińców, którzy przyjechali do nas z oszczędnościami, już wynajmuje mieszkania. Jeszcze więcej zacznie to robić, gdy znajdzie pracę. Ponieważ jednak emigranci pracują zwykle w mniej dochodowych branżach, może to oznaczać wzmożone zainteresowanie tańszymi lokalami. W tej sytuacji znajdą się chętni na mieszkania w gorszych lokalizacjach, na przykład na peryferiach.
Ożywieniu mogą też ulec rynki najmu w mniejszych miejscowościach, jednak nawet relokacja najemców nie uchroni nas przed widocznymi już wzrostami cen najmu. Część właścicieli lokali zwęszyła już okazję i podnosi stawki. Jest to zjawisko naturalne przy tak zwiększonym popycie, jednak zdecydowanie destabilizuje ono rynek.
Pomocna w tej sytuacji mogłaby okazać się prospołeczna polityka mieszkaniowa aktywnie wspomagana przez państwo. Wsparcie to jest niezbędne, bo rosnące ceny transportu i materiałów budowlanych sprawiają, że będą drożeć też nowe mieszkania. Jeśli ceny osiągną punkt krytyczny, mimo rosnących potrzeb mogą nie znaleźć one kupców. W tej sytuacji spora część inwestorów już myśli o najmie instytucjonalnym jako nowym źródle stabilnego dochodu.