Jedną z głównych grup generujących popyt na wynajmowane mieszkania są studenci. Pandemia koronawirusa zmieniła także ich tryb życia, co z kolei znalazło błyskawiczne odzwierciedlenie na rynku najmu. Uczelnie przeszły na tryb nauczania zdalnego, a żacy wrócili do swoich rodzinnych miejscowości, opuszczając dotychczas wynajmowane mieszkania. Czy to zjawisko przejściowe, czy może się utrzymać dłużej?
Uczeń szuka stancji
Popyt na wynajmowane mieszkania generują m.in. uczniowie – szkół średnich, ale przede wszystkim uczelni wyższych. W dużych ośrodkach akademickich są oni grupą najemców o bardzo dużym znaczeniu. Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny (raport “Akademickość polskich miast”), w naszym kraju znajduje się 369 uczelni wyższych, na których studiuje 1,3 miliona studentów. Uczelnie te są rozlokowane w 97 miastach, lecz nie jest to oczywiście podział równy. Najwięcej żaków rezyduje w kilku głównych ośrodkach akademickich. W samej Warszawie jest ich niemal 250 tysięcy, czyli 134 studentów na 1000 mieszkańców, przy średniej dla całego kraju 34 studentów na 1000 mieszkańców. Jednak stolica nie jest najbardziej akademickim miastem, wyprzedza ją chociażby Poznań, w którym jest 221 żaków na 1000 mieszkańców.
Powyższy przegląd danych, mimo że bardzo powierzchowny, pozwala się zorientować, jak duże znaczenie dla rynku najmu mają studenci. Niewielu z nich stać na kupno własnego mieszkania, większość więc decyduje się albo na akademik, albo na wynajęcie pokoju lub samodzielnego lokalu. Wprowadzenie zdalnego trybu nauki w jednym momencie usunęło tę wielką grupę z rynku najmu.
Czy studenci wrócą?
Odpowiedź na to pytanie zależy oczywiście od tego, co się wydarzy jesienią. Przyjmuje się, że epidemia koronawirusa rozpoczęła się w Chinach już 17 listopada 2019 roku. 11 marca 2020 WHO uznało ją za globalną pandemię. W Polsce stan epidemii ogłoszono 20 marca, jednak szkoły i uczelnie zamknięto już 12 marca. Początkowo na dwa tygodnie, jednak było to stopniowo przedłużane, aż do końca roku akademickiego.
W pierwszym okresie, gdy dopiero zaczynała się pandemia, większość osób była przekonana, iż obostrzenia są czasowe i nie potrwają dłużej niż kilka tygodni. Później oswajano się z myślą, że to może być kilka miesięcy. Teraz stawiane jest pytanie, czy nawet po wakacjach uczniowie będą mogli wrócić do szkół, a studenci na uczelnie.
Ryzyko nawrotu pandemii jesienią nie jest czczą spekulacją. Ostrzega przed nim nawet Ministerstwo Zdrowia, jednocześnie deklarując, że jest na to przygotowane. Jesień to okres, gdy spada nam odporność i jednocześnie coraz aktywniejsze robią się różne atakujące nas wirusy, w tym wirus grypy. Zakładany jest scenariusz masowego współwystępowania infekcji grypowych i COVID-19. Przy osłabieniu układu odpornościowego oraz jesienno-zimowym trybie życia preferującym zamknięte przestrzenie, koronawirus znowu będzie miał idealne warunki do infekowania i rozprzestrzeniania się na kolejnych nosicieli.
Jeżeli dojdzie do nawrotu epidemii, uczelnie ponownie przejdą w tryb nauczania zdalnego (o ile w ogóle po wakacjach wznowią zajęcia stacjonarne). Oznaczałoby to, że studenci nie wrócą do ośrodków akademickich i dekoniunktura na rynku wynajmu mieszkań utrzyma się dłużej. W takim scenariuszu nie będzie to jedyny problem “landlordów” – jesienna pandemia znowu zatrzyma ruch turystyczny i podróże służbowe, kolejne dwa największe koła zamachowe generujące popyt na najem lokali mieszkalnych.